Tęsknię sobie Lyrics: Śmiesznie jak płynie czas / On podpowiadał nie raz / Mówiłam jeszcze powalczę / Chciałeś za kilka lat / Mieć u stóp cały świat / Patrzyłam na to przez palce
zapytał(a) o 09:29 Odrzuciłam go, on zrezygnował, jak go odzyskać? Ponad miesiąc temu poznałam faceta. Ma 20 lat, ja 15. Bardzo się polubilismy, przez 2 tyg codziennie się spotykaliśmy, byliśmy naprawdę blisko. On wykazywał duże zainteresowanie, szukał ze mną kontaktu fizycznego, ale ostrożnie i delikatnie. Obejmował mnie, glaskal po kolanie, szyi itp, kładł mi głowę na kolanach, moje dłonie na swojej klatce, trzymalismy się za ręce. Do tego bardzo dużo pisaliśmy, naprawdę było nam dobrze, myślalam ze coś z tego będzie. I właśnie po 10 dniach zaproponował mi związek. Cała sobą chciałam z nim być, jednak odmówiłam mówiąc żebyśmy dali sobie jeszcze czas, że może to za szybko. Widziałam, że ciężko to zniósł, nie wiem co we mnie wstąpiło. Po kilku dniach od tej odmowy nagle ograniczył ze mną kontakt, przestał pisać, czasem też i odpisywać, powiedział ze możemy się spotykać ale jak kumple, że chyba nie czuje tego tak jak ja (co?!). Prosiłam go na początku o szansę, pisałam ze mi zależy, on to ignorowal. Spotkaliśmy się może parę razy. Teraz, po miesiącu popsucia naszych relacji, teraz mamy je może troszeczkę lepsze i być może dzisiaj się z nim spotkam. Zastanawiam się co mu powiedzieć, jeśli do spotkania dojdzie. Tęsknię za nim, brakuje mi go, jego dotyku, spojrzenia, błysku w oku, ciepła, obecności.. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas, zacząć od początku, dać nam szansę. Kocham go i nie potrafię bez niego żyć, czuje się jakby ktoś wydarl mi serce. Ja juz nie wiem jak z nim rozmawiać, nie potrafię spojrzeć mu w oczy, kiedy widzę ta jego obojętność. Co powinnam mu powiedzieć? Co zrobić? A, no i od przyjaciółki wiem, że na początku naprawdę mu zależało i chciał ze mną być, ale kiedy mu odmówiłam, uszanowal moja decyzję i zrezygnował, wycofał jest teraz coś co mogę zrobić, by uratować ta znajomość? To dla mnie bardzo ważne.
Ta była napisana w innym, przedziwnym języku. Gdy literując przeczytałam jakąś formułkę, przede mną pojawiły się grające skrzypce. Szybko je schwyciłam, nie chciałam, żeby grające skrzypce obudziły kogokolwiek. Kto wie, co lub kto mieszka wokół. Instrument przycichł, a ja obwiązałam go wielkim liściem paproci i odrzuciłam.
Zdarza Wam się mówić: Odniechciewa mi się wszystkiego; Odniechciało mi się wczoraj pójść na basen; Coraz częściej odniechciewa mi się spotykania z koleżankami? Jeśli tak, to zapamiętajcie, że nie ma w języku polskim czasowników zwrotnych odniechcieć się, odniechciewać się, są jedynie czasowniki odechcieć się i odechciewać się. Ale to nie wszystko: mają one tylko jedną formę 3. osoby liczby pojedynczej rodzaju nijakiego używaną nieosobowo: odechce się, odechciewa się, odechciało się, odechciewało się. Zawsze więc mówcie i piszcie: ‒ Odechciewa mi się wszystkiego (a nie: odniechciewa mi się…); ‒ Odechciało mi się wczoraj pójść na basen (a nie: odniechciało mi się…); ‒ Ostatnio odechciewa mi się spotykania z koleżankami (a nie: ostatnio odniechciało mi się…). Nie zrobicie więcej błędu, jeśli czasownik odechciewać się (odechcieć się to jego forma dokonana) będziecie łączyć z rzeczownikami chęć, ochota, a najbardziej z czasownikiem chcieć (świadczy o tym jego budowa: poszerzony przyimek ode + bezokolicznik chcieć). Znaczy on bowiem ‘stracić chęć, ochotę na coś, przestawać odczuwać potrzebę zrobienia czegoś’. Odechciało mi się to inaczej odeszła mi ochota, opuściła mnie chęć (zrobienia czegoś). Gdyby w polszczyźnie istniał czasownik odniechciewać się (odniechcieć się), musiałby mieć związek z wyrazem niechęć, a wówczas nadano by mu zupełnie inny sens ‘stracić niechęć do czegoś’. Niewątpliwie jednym z powodów przekręcania brzmienia czasownika odechciewać się (odechcieć się) i zamieniania go w odniechciewać się (odniechcieć się) jest oddziaływanie wyrażenia przyimkowego od niechcenia (czyli ‘bez wysiłku; byle jak; tak sobie’). Rzeczywiście, wymowa początkowych sylab [od-nie-chce] sprzyja tworzeniu formy czasownikowej odniechciewa (się). Dlatego przestrzegam Was: musicie być czujni, żadnych analogii i skojarzeń z wyrażeniem od niechcenia! Na koniec wspomnę o innym osobliwym czasowniku ‒ brakować mającym znaczenie ‘nie być, nie wystarczać; odczuwać czyjąś nieobecność, niedostatek czegoś’. On również charakteryzuje się tym, że występuje wyłącznie w formach 3. osoby liczby pojedynczej rodzaju nijakiego, łączy się z podmiotem w dopełniaczu i używany jest nieosobowo. Zawsze należy mówić i pisać: ‒ Brakuje jeszcze dwóch osób (a nie: brakują jeszcze dwie osoby); ‒ Brakuje tylko dwóch punktów do wygrania seta (a nie: Brakują jeszcze dwa punkty; mówią tak niektórzy sprawozdawcy telewizyjni…); ‒ Kiedy tata wyjechał, bardzo nam go brakowało (a nie: … bardzo on nam brakował). Warto też wiedzieć, że formy czasownikowej brakuje, brakowało nie należy zastępować rzeczownikiem brak. Poprawnie mówi się i pisze: Okresowo brakuje wody (a nie: Okresowo występuje brak wody). Pan Literka
odrzuciłam go, jak niepasującą do fulla kartę. teraz czuła się bezradnie, jak mało dziecko, które niezdolne było stawić czoła problemom dorosłym
fot. Adobe Stock Moje życie z Tomkiem było… normalne. Tak, to chyba idealne słowo. Czasem się kłóciliśmy, czasem miewaliśmy momenty pełne czułości, ale w głównej mierze przeważała codzienność. Nie byliśmy ani bogaci, ani biedni; ani sfrustrowani, ani nad wyraz szczęśliwi. Ale chyba dobrze nam w tej naszej normalności było. Po drodze napotykaliśmy przeszkody, miewaliśmy kryzysy, ale jakoś udawało nam się je zawsze pokonać i żyliśmy dalej razem. Doczekaliśmy się córeczki. I wydawałoby się, że tak będziemy w tej naszej codzienności trwać i trwać. Aż do śmierci. I trwaliśmy. Ale nikt nie przewidział, że ta śmierć nastąpi tak szybko… Tomek miał dopiero 35 lat, ja 33, nasza córeczka siedem. Planowaliśmy tego dnia pojechać na zakupy – chcieliśmy zrobić remont i mieliśmy wybrać farby, kafelki. Nie pojechaliśmy. To był ukryty tętniak Mąż w pracy źle się poczuł, rozbolała go głowa, stracił przytomność. Karetka zjawiła się dość szybko, ale nie zdołali go uratować. Miał tętniaka, o którym nie wiedzieliśmy. Pękł, nie było szans… Załamałam się. Mój świat rozsypał się jak domek z kart. Musiałam jednak się pozbierać, jakoś sobie radzić. Majka potrzebowała mojej pomocy, bardzo przeżyła odejście taty. Otoczyłam ją opieką, starałam się zastąpić ojca. Mogłam też liczyć na pomoc bliskich. Rodzice Tomka mieszkali wprawdzie daleko, ale moi przyjeżdżali niemal codziennie. Poza tym często wpadała moja siostra albo Jacek, nasz przyjaciel. Z Jackiem znaliśmy się od dawna. Właściwie on z moim mężem od zawsze. Razem chodzili do podstawówki i technikum, potem razem wyjechali na studia i dzielili pokój w akademiku. Wtedy właśnie ich poznałam. Wiedziałam, że jemu również nie było łatwo. Stracił najlepszego przyjaciela, część siebie, jak mówił. Myślę, że właśnie dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Inni nie rozumieli, co czujemy. Albo próbowali nas pocieszyć, mówiąc, że przecież ból minie, że się ułoży; albo w ogóle unikali tematu i udawali, że nic się nie stało. Byli też tacy – jak moja mama – którzy rozpaczali i ciągle żałowali, okazując swoje współczucie. Żadna z tych reakcji nie była odpowiednia. Wszystkie mnie na swój sposób drażniły, chociaż wiedziałam, że nikt nie miał złych intencji. Jacek również czuł pustkę i ból, jak ja. Też nie potrzebował słów, wystarczyło nam razem posiedzieć, pomilczeć. W zasadzie nigdy nie rozmawialiśmy o Tomku, o jego śmierci, o naszym bólu. Jacek pomagał mi też w typowo męskich sprawach – wymieniał żarówki, załatwiał przegląd samochodu, bawił się z Majką. Życie przecież toczyło się dalej, a my musieliśmy nauczyć się go od nowa. Z każdym dniem czułam, że jest mi coraz bliższy. Właściwie jego obecność stawała się dla mnie codziennością, normalnością. Jakoś tak rutyną się stało, że każdego dnia wpada po pracy, je z nami obiad, potem siedzimy przy kawie, pomaga Majce w lekcjach albo się z nią bawi. Gdy zdarzało się, że coś mu wypadało, czułam się nieswojo. Przyzwyczaiłam się do niego. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać W moje urodziny, dziesięć miesięcy po śmierci Tomka, Jacek wpadł z bukietem kwiatów i butelką wina. – Przepraszam, że tak późno, ale musiałem coś załatwić na mieście – tłumaczył się. Rzeczywiście, kończyłyśmy już jeść kolację. Majka następnego dnia jechała na wycieczkę szkolną, więc od razu szła się kąpać i spać. Pozmywałam, nalałam nam wina i poszłam do Jacka. Oglądał jakiś film. Usiadłam obok. Rozmawialiśmy, piliśmy wino. Po którymś z kolei kieliszku wspomnieliśmy Tomka. Zaczęliśmy przypominać sobie anegdoty, śmieszne sytuacje, jakie razem przeżyliśmy. Po raz pierwszy o nim rozmawialiśmy i robiliśmy to tak swobodnie. – Cholernie mi go brakuje – powiedział w pewnym momencie Jacek. – Wiem, mnie też – dodałam i poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Jacek przytulił mnie i zaczął pocieszać. Poczułam się dziwnie. Dziwnie, ale… przyjemnie. Już dawno nikt mnie nie przytulał, tym bardziej mężczyzna. Alkohol chyba uderzał mi do głowy, bo błogo wtuliłam się w jego szyję, wdychając przyjemny zapach skóry. Po chwili poczułam, że Jacek delikatnie gładzi mnie po plecach, aż w końcu odsunął się ode mnie na kilka centymetrów, spojrzał mi w oczy i pocałował. Zdałam sobie sprawę, że chyba na to czekałam. Było mi przyjemnie. Jego usta były miękkie, ciepłe, delikatne… Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, aż nagle odsunęłam się od niego gwałtownie. Chyba wystraszyłam się tego, co robimy. – Przepraszam. Nie gniewaj się… Sam nie wiem, tak jakoś wyszło… – Jacek zmieszał się i nie wiedział, co powiedzieć. Też byłam zdezorientowana. Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, potem Jacek zaczął się szybko zbierać. Położyłam się do łóżka, ale nie mogłam zasnąć. Alkohol i emocje szumiały mi w głowie. Podobał mi się ten pocałunek. I w sumie żałowałam, że go przerwałam. Chciałam znów poczuć jego usta na swoich… Z tą myślą zasnęłam. Następne dni były nerwowe. Najpierw Jacek przez cały weekend milczał, potem napisał, że padło mu auto i nie może przyjść. Byłam zła, smutna, rozczarowana. W jednej chwili miałam ochotę go zabić; w innej wyrzucałam sobie, że zaczęłam patrzeć na niego jak na kogoś więcej niż przyjaciela; jeszcze w innej tęskniłam… W końcu jednak zjawił się w moich drzwiach późno wieczorem i powiedział:– Auto wcale mi nie nawaliło, po prostu nie wiem, jak się zachować, co mam zrobić… Chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał. – Jeśli teraz tego nie zrobię, to chyba już nigdy. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Zawsze byłaś dla mnie po prostu Pauliną. Dziewczyną, a potem żoną mojego kumpla. Nigdy nawet nie spojrzałem na ciebie w inny sposób. Jakiś czas temu to się zmieniło. Zacząłem patrzeć na ciebie jak na kobietę, którą chce się zdobyć. Zauważyłem, że masz śliczny uśmiech i piękne włosy. Nie mogłem przestać cię obserwować, kiedy krzątałaś się, sprzątając po posiłkach. Było mi dobrze tutaj, z wami. Nie chciałem wracać do siebie i ledwie zamykałem za sobą drzwi, już odliczałem godziny do kolejnego spotkania. Paula, ja… Nie wiem, jak to nazwać. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Stałaś się bardzo bliska. Tak inaczej bliska, nie jak koleżanka, nie jak żona kumpla… Słuchając go czułam, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Znów mogłam być szczęśliwa. Jacek też stał się dla mnie ważny. Też tęskniłam za nim, ledwie zamykał za sobą drzwi mojego domu. Nawet nie wiem, kiedy stał się mi najbliższą, poza córką, osobą. Wpuściłam go do środka. Tamtego wieczoru długo rozmawialiśmy. Nie chcieliśmy zranić siebie, mojej córki, najbliższych. Baliśmy się, że to, co nas łączy, to po prostu wspólna tragedia i nic więcej. W końcu w takich granicznych sytuacjach ludzie zbliżają się do siebie. Teściowa nie chciała mojego szczęścia Ustaliliśmy, że musimy dać sobie trochę czasu. Przemyśleć, ochłonąć, zobaczyć, czy naprawdę nie możemy bez siebie żyć. – Dajmy sobie dwa, trzy tygodnie. Przekonamy się, co się stanie. Nie odzywaj się w tym czasie do mnie, nie dzwoń, nie przyjeżdżaj… – mówiłam, chociaż już czułam, że będzie mi ciężko. Kolejne dni upływały mi bardzo wolno. Brakowało mi Jacka, jego obecności, pomocy. Starałam się nie myśleć o nim, zająć zwykłymi sprawami, dowiedzieć się, czy naprawdę go potrzebuję. Czułam, że z każdym dniem jest mi coraz trudniej być samej. Majka też ciągle pytała o wujka. Miałam ochotę do niego zadzwonić i powiedzieć, żeby przyjechał, bo jestem pewna, że nie jest tylko kolegą, że jest kimś więcej… Postanowiłam jednak odczekać jeszcze tydzień. I wtedy dostałam list od mojej teściowej. Zdziwiłam się, nigdy do mnie nie pisała. Były przecież telefony, dzwoniła co kilka dni, rozmawiała z wnuczką. Wprawdzie od prawie dwóch tygodni milczała, ale byłam pewna, że to z braku czasu. Co miała znaczyć koperta w mojej skrzynce? Tego nie wiedziałam, ale chyba nawet przez myśl mi nie przeszło, co w niej znajdę… Matka mojego męża, babcia mojego dziecka, kobieta, którą szanowałam i kochałam (wydawało mi się, że z wzajemnością), wylała na mnie wiadro pomyj! Zwyzywała mnie od najgorszych, nawymyślała. Ktoś życzliwie jej doniósł, że moje kontakty z Jackiem „zdecydowanie odbiegają od koleżeńskich”. Grzmiała, że jeszcze łóżko po Tomku nie wystygło, a ja już sprowadziłam sobie kochanka. Sugerowała nawet, że pewnie mieliśmy romans już wcześniej, a śmierć męża tylko ułatwiła mi sprawę. „A może mój biedny Tomeczek o wszystkim się dowiedział i to z żalu pękł mu ten guz?”… Czytałam ten list, przełykając płynące łzy. Jak ona mogła być tak niesprawiedliwa! Jak mogła tak w ogóle pomyśleć? Jak mogła mnie tak ocenić? Dlaczego mnie tak raniła? Przecież ja też kochałam jej syna, też nie mogłam sobie poradzić z jego odejściem! Całe szczęście, że Majka nocowała akurat u koleżanki. Płakałam i wyłam z bólu, bezsilności. Nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować. Co najgorsze – zaczęłam się obwiniać i przyznawać teściowej rację. Może rzeczywiście nie powinnam być z Jackiem blisko? Takie związki zawsze będą innych kłuły w oczy. Dopóki żył Tomek, spotykaliśmy się w trójkę. Wszystko wyglądało inaczej, byliśmy przyjaciółmi. Teraz zostaliśmy tylko my dwoje i coś, co zaczynało się między nami rodzić. Przepłakałam niemal całą noc. Nad ranem napisałam lakonicznego esemesa do Jacka, że ta przerwa dobrze mi zrobiła i wolę, aby zostało tak jak jest teraz. Życzyłam mu szczęścia i powodzenia. Nacisnęłam „wyślij” i znów zaczęłam płakać. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, jak bardzo Jacek jest dla mnie ważny! Jak za nim tęsknię… „Szkoda, że tak zdecydowałaś. Ja czuję inaczej, ale nieważne, muszę się z tym jakoś uporać. Paula, ja jestem, i będę gdybyś tylko mnie potrzebowała” – odczytałam po chwili i poczułam, ze serce ściska mi ogromny ból. Postanowiłam być jednak twarda. Odrzuciłam go. Niepotrzebnie... Po kilku dniach pojechałyśmy z Majką do moich rodziców. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak. Najpierw próbowałam kręcić, ale w końcu wydusiła ze mnie prawdę. – Dziecko kochane! Nikt nie ma prawa odbierać ci szansy na nowe życie! Tomek był twoim mężem, ale jego już nie ma, a ty jesteś i musisz sobie wszystko jakoś poukładać. Przecież nie będziesz cały czas płakać i pogrążać się w rozpaczy! Masz prawo do życia, do szczęścia… Mama długo tłumaczyła mi swoje racje. Przekonywała, że nawet jeśli okaże się, że z Jackiem nam nie wyjdzie, to nie powinnam zupełnie go od siebie odsuwać. W końcu od wielu lat byliśmy przyjaciółmi. Namieszała mi w głowie, jednak nie zrobiłam nic. Zbliżała się pierwsza rocznica śmierci Tomka. Zaprosiłam najbliższych na mszę świętą, potem mieliśmy iść razem na cmentarz i na kolację do mnie. Już w kościele zobaczyłam Jacka. Poczułam nieodparte pragnienie, by mnie przytulił. Tak zwyczajnie, po przyjacielsku, bo było mi strasznie smutno… Z jego spojrzenia wyczytałam, że on także tego potrzebował. Na cmentarzu podszedł do nas. – Wujek! Przyjdziesz do nas na kolację, prawda? Czemu tak dawno cię nie było? Wujku, pokażę ci, jak mi świetnie poszło na ostatnim sprawdzianie z matmy – Majka mówiła bez przerwy. Widać stęskniła się za towarzystwem Jacka i próbowała zwrócić na siebie jego uwagę. Zdezorientowany Jacek spojrzał na mnie, ale zanim zdążyłam zareagować, usłyszałam głos mamy: – Oczywiście Majeczko, że wujek przyjdzie. Wszyscy idziemy przecież na tę kolację, dlaczego wujek miałby nie iść? Byłam mamie bardzo wdzięczna za te słowa. Bałam się przy teściowej zaprosić Jacka, a bardzo chciałam, by przyszedł. Kolacja upłynęła w dość drętwej atmosferze. Teściowa znała się z Jackiem od lat, zawsze myślałam, że traktowała go jak drugiego syna, ale chyba się myliłam. Teraz ewidentnie pałała złością i wrogimi uczuciami zarówno w stosunku do niego, jak i do mnie. Dlatego też chyba oboje z teściem szybko zaczęli się zbierać do domu, tłumacząc się daleką drogą. Kiedy ich odprowadzałam, teść przytulił mnie i powiedział: – Mamie przejdzie, daj jej trochę czasu. Jacek to swój chłopak, na pewno nie chce skrzywdzić ani ciebie, ani Majki. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy. Podziękowałam i wróciłam do gości. Reszta towarzystwa też zaczęła się nagle zbierać. Łącznie z Jackiem. – Wujek, miałeś iść ze mną zobaczyć matematykę… – zaczęła marudzić Majka. – Kochanie, wujek jest pewnie zmęczony… – zaczęłam, ale mi przerwał: – Chętnie zobaczę. Jacek z Majką zniknęli w jej pokoju, większość osób już poszła, a mama pomogła mi posprzątać i też się zebrali. Zrobiłam herbatę i poszłam do pokoju córki. – Kochanie, pora się wykąpać i iść spać. – Mamusiu, ale ja jeszcze chciałam tyle rzeczy powiedzieć wujkowi! – Powiesz jutro, albo pojutrze. Może wujek będzie mógł wpaść… – spojrzałam na Jacka niepewnie. Był zdziwiony, ale powiedział, że chętnie przyjedzie. Jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy zaproponowałam mu herbatę. Usiedliśmy na tarasie i przez dłuższą chwilę milczeliśmy. – Mała bardzo się za tobą stęskniła – zaczęłam w końcu. – Ja za nią też. Zresztą, nie tylko za nią… – powiedział. Nie wiedziałam, co zrobić. Miałam ochotę przytulić Jacka i powiedzieć, że strasznie mi go brakowało. Z drugiej strony czułam się, jakbym naprawdę zdradzała męża i to z jego najlepszym przyjacielem! Jacek chyba czytał w moich myślach. – Paula, nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Ale chcę byś wiedziała, że jesteś mi naprawdę bliska. Zależy mi na tobie, na Majce… Pewnie gdyby był Tomek, nadal wszystko byłoby jak dawniej. Ale jego już nie ma … Jestem pewien, że chciałby naszego szczęścia. Długo rozmawialiśmy, nie przekraczając jednak żadnej granicy. Na pożegnanie Jacek dał mi buziaka w policzek i mnie przytulił. Umówiliśmy się, że wpadnie któregoś wieczoru. I wpadł, a potem jeszcze raz i jeszcze. I znów stawało się to codziennością. On stał się naszą codziennością. Przestaliśmy się bronić przez uczuciem, które się narodziło między nami i zwracać uwagę na głupie komentarze ludzi. Nie było łatwo i początkowo spotykaliśmy się z wieloma przykrymi słowami. Byliśmy jednak silni. Wiedziałam, że Tomek cieszy się, patrząc na nas z góry. Mieliśmy też wsparcie w mojej rodzinie i najbliższych znajomych. Z czasem nawet teściowa zaakceptowała nasz związek. Kilka dni temu była czwarta rocznica śmierci Tomka. Poszliśmy we trójkę na cmentarz. Usiadłam na ławce i bezgłośnie rozmawiałam z moim mężem: – Cześć, Tomeczku. Mam nadzieję, że u ciebie okej. Pewnie już wiesz, jakie spotkało nas szczęście. Mam nadzieję, że wstawisz się za nami tam na górze i wszystko będzie dobrze. Majka nie może się doczekać swojej małej siostrzyczki. Wierzę, że nas wspierasz, dziękuję. Zawsze będę cię kochać. Więcej prawdziwych historii:„Mój syn popełnił samobójstwo rękami własnego ojca. Każdego dnia boję się, że stracę też męża…”„Po śmierci żony wydało się, że miała romans. Jej kochanek nie wie, że ona nie żyje. Niech myśli, że puściła go kantem”„Mój kochanek ma kochankę. To dziwne, wiem, ale i od męża, i od niego wymagam wierności”
Jak za nim tęsknię… „Szkoda, że tak zdecydowałaś. Ja czuję inaczej, ale nieważne, muszę się z tym jakoś uporać. Paula, ja jestem, i będę gdybyś tylko mnie potrzebowała” – odczytałam po chwili i poczułam, ze serce ściska mi ogromny ból. Postanowiłam być jednak twarda. Odrzuciłam go. Niepotrzebnie
Połamano go za bardzo, żeby go teraz złożyć, zraniono za bardzo, żeby go teraz wyleczyć, wykorzystano za bardzo, żeby go teraz odzyskać. — “Milion małych kawałków: James Frey (via joyxland) 512 notes, Reblogged from joyxlandk-a-ce reblogged this from dwa-syndrome k-a-ce liked this dwa-syndrome reblogged this from joyxland kobieta-z-twojej-przeszlosci reblogged this from joyxland feeling-so-sad-and-ugly reblogged this from joyxland that-is-so-gay liked this hopendieslast reblogged this from joyxland szatanowca liked this 4-14am liked this bitches-love-cakex3 reblogged this from joyxland vixusia-blog liked this karo987456321 liked this avvrohom liked this zuziaj10 liked this excessssum-blog reblogged this from joyxland cotojesttoyolo liked this anima-viliss reblogged this from anarchiia tiiramiisu reblogged this from anarchiia nie-reformowalna liked this piekloistniejenaziemi reblogged this from tynka-cloe-ww piekloistniejenaziemi liked this czym-jest-szczescie reblogged this from d-y-s-f-u-n-k-c-j-a nie-zgodnaa-blog reblogged this from anarchiia nie-zgodnaa-blog liked this sunnrisebitch reblogged this from d-y-s-f-u-n-k-c-j-a sunnrisebitch liked this hopeless-world-99 reblogged this from d-y-s-f-u-n-k-c-j-a d-y-s-f-u-n-k-c-j-a reblogged this from murder-land murder-land reblogged this from anarchiia murder-land liked this nieidealna-idealnaja reblogged this from anarchiia i-am-the-darkness reblogged this from anarchiia 16-10-2014 liked this gizzixx liked this paper--love reblogged this from anarchiia karolcia282-blog liked this oszroniona liked this karlajnnnn reblogged this from anarchiia czwarta-warstwa liked this tynka-cloe-ww reblogged this from anarchiia tynka-cloe-ww liked this poznaajmy-sie reblogged this from anarchiia anarchiia reblogged this from joyxland only-you99-blog liked this zmartwieni-e reblogged this from kochajmnielubzabij joyxland posted this Show more notes
Tak bardzo tęsknię Lyrics: Tak bardzo tęsknię za tobą, mała / Taki mój los i go nie zmienię / Sędzia powiedział: „piętnaście lat / Za napad z bronią musisz odsiedzieć” / Gdzie
fot. Fotolia Patrzyłam na tego niskiego, łysiejącego faceta z nadwagą nie mogąc oprzeć się przeczuciu, że kiedyś poznam go bliżej. „Brrr” – już sama myśl o ponownym spotkaniu i uściśnięciu jego pulchnej dłoni przyprawiała mnie o mdłości. Wszystko mnie w nim odrzucało. Wygląd, sposób mówienia i poruszania się. „A jednak coś będzie na rzeczy…” – przemknęło mi przez głowę, nim przywołałam się do porządku. Mężczyzna podchwycił mój wzrok i przysunął się bliżej. – Może przestańmy zachowywać się tak formalnie, Andrzej jestem – zaproponował i uśmiechnął się od ucha do ucha. – Monika – odpowiedziałam, nie odwzajemniając jego entuzjazmu. – Długo zostanie pani nad morzem? – zapytał. – Jeszcze nie wiem, a teraz muszę już iść… Niestety… – poprawiłam się.– Zatem do zobaczenia, Moniko – wyciągnął pulchną dłoń. – Cześć – pożegnałam się i pośpieszyłam na postój taksówek. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym wieczorze. Mam dość randek w ciemno Nie wiem, co podkusiło moją przyjaciółkę, żeby swatać mnie na siłę. Podstępem ściągnęła mnie na swoje przyjęcie i zaczęła przedstawiać mężczyznom. O wiele starszym ode mnie, wolnym, zamożnym, ale jednak budzącym odrazę. „To tak, jakbym miała się związać z własnym ojcem. Czy ona zwariowała? Czy mając 35 lat, nie mogę już liczyć na kogoś normalnego? A ten ostatni… Jak mu tam było? Adam? Artur? Andrzej! Ten ostatni był najgorszy. Niski, gruby, śliniący się na mój widok. Cholera. Zadzwonię do niej jutro i jej wygarnę. Za kogo ona mnie ma?” – długo jeszcze nie mogłam się uspokoić, ale następnego ranka nie zadzwoniłam do przyjaciółki. Nie zdążyłam… Obudził mnie kurier kwiatowy i wręczył bukiet ogromnych róż. Wśród kwiatów znalazłam liścik. Wiem, że może to zbyt staromodne i pośpieszne, ale chciałem powiedzieć, że wciąż o Tobie myślę… Andrzej. I tyle. Bez prośby o kontakt. W tej samej chwili zadzwoniła moja komórka. Sądziłam, że to Andrzej, więc zwlekałam z odebraniem. Gdy już podeszłam do aparatu, zobaczyłam numer przyjaciółki. – Jak mogłaś dać mu mój adres?! – zaczęłam, kiedy tylko ktoś po drugiej stronie odebrał telefon. – Ciociu? Mama miała wypadek. Jest w szpitalu – zamiast przyjaciółki usłyszałam głos jej starszego syna. Natychmiast popędziłam. Umieszczono ją na Oddziale Intensywnej Terapii. Była w ciężkim stanie. Opuchnięta, sina i nieprzytomna, w niczym nie przypominała siebie sprzed kilku godzin. – Najpierw rozwód, a teraz to – załamała ręce jej mama. – Zabiorę dzieci do domu – zaproponowałam, widząc, że nie jest w stanie zająć się wnukami. – Na pożegnanie delikatnie pogłaskałam opuchnięte ramię zostałabym przy niej, ale w tej chwili jej dwójka zrozpaczonych dzieci bardziej mnie potrzebowała. Marek, były mąż Jowity, obiecał, że przerwie wakacje z ukochaną na południu Włoch i przyleci do nas najszybciej jak się da, ale mijały dni, a on jakoś się nie pojawiał. Musiałam, więc sama zaopiekować się dziećmi przyjaciółki, jej domem i rodzicami w podeszłym wieku. Jowita nie miała w Gdańsku zbyt wielu znajomych ani rodziny. Przeprowadziła się tutaj po rozwodzie, wykorzystując szansę na lepszą pracę. Za pieniądze po podziale majątku kupiła mały domek na obrzeżach miasta i starała się jakoś wiązać koniec z końcem. Wzięłam zaległy urlop, żeby być przy niej i jej bliskich. Dwoiłam się i troiłam, bo chociaż przyjaciółka szybko dochodziła do siebie po kilku operacjach, to czekała ją jeszcze żmudna rehabilitacja. A na razie niewiele była w stanie zrobić przy sobie. I wtedy z pomocą przyszedł Andrzej. Mimo że odrzucałam jego telefony i nie odpowiadałam na SMS-y, pojawił się pewnego dnia w szpitalu u Jowity. Jak zwykle z bukietem ogromnych róż i szczerą chęcią wsparcia mojej przyjaciółki. Był na każde zawołanie. Woził Jowitę na rehabilitację, odbierał dzieciaki ze szkoły, robił zakupy, pomagał przy drobiazgach. – Nie robi tego dla mnie, tylko dla ciebie. Widzę, jak na ciebie patrzy… – twierdziła moja przyjaciółka. Nie śmiałam się jej przyznać, że choć mężczyzna imponuje mi swoją postawą, to wciąż odrzuca mnie jego wiek i wygląd.– Ma zaledwie 52 lata – Jowita jakby czytała w moich myślach. – Już 52 – odcinałam się. – Ma dorosłe dzieci, którymi nie musisz się zajmować – nie poddawała się. – Ale ja nie chcę faceta z dziećmi i dobrze o tym wiesz. – ripostowałam. – Jest dobrym człowiekiem. – I dlatego mam za niego wyjść? A gdzie miłość? Zakochanie? Endorfiny? – Kiedyś ludzie nie wiązali się z miłości i trwali przy sobie aż po kres. Czekasz na miłość? Zobacz, jak ja skończyłam. – tłumaczyła i trudno było odmówić jej racji, ale ja wiedziałam swoje. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym z nim być Na samą myśl o dotykaniu ciała tego człowieka czy całowaniu się z nim zbierało mi się na mdłości. A co byłoby, gdyby przyszło mi spędzić z nim całe życie albo przynajmniej najbliższe 30 lat? „Nigdy w życiu!” – obiecałam sobie, zostawiając Gdańsk i wracającą do zdrowia przyjaciółkę. Z rozdartym sercem wracałam do pracy i swojego życia, ale musiałam zacząć zarabiać. Odwiedzałam Jowitę kilka razy w miesiącu i podczas jednej z takich podróży, w pociągu, poznałam Jacka. Wysoki, zabawny facet koło czterdziestki bez zobowiązań i złych doświadczeń małżeńskich wydał mi się idealnym narzeczonym. Nie przypuszczałam tylko, że to, co biorę za początki poważnego związku, dla niego jest jedynie przygodą. Któregoś wieczora wracając do domu, przechodziłam obok modnej restauracji z ogromnymi oknami. W jednym z nich zobaczyłam Jacka z jakimś dziewczęciem o połowę młodszym ode mnie. Pomyślałam, że to jedna z modelek, z którymi współpracuje, ale kiedy uważniej im się przyjrzałam, zrozumiałam, że łączące ich relacje wychodzą poza znajomość biznesową. Całowali się, nie zważając na obsługę, gości czy mnie, stojącą w deszczu po drugiej stronie okna. Nie, nie zrobiłam sceny, nie przerwałam im, nie urządziłam karczemnej awantury. Odeszłam z godnością, czego bardzo żałuję, bo po Jacku nasze rozstanie spłynęło jak po kaczce. Cierpiałam, a jedyne lekarstwo, jakie przyszło mi do głowy, to podróż do przyjaciółki. Wsiadłam w pociąg i kilka godzin później wpadałam w objęcia Andrzeja. – Przyszedłem zawieźć cię do Jowity – powiedział, odbierając ode mnie bagaż. Nie wiem, czy to wina podróży, zmęczenia czy złych doświadczeń, bo nagle poczułam, jak tracę grunt pod nogami. Oszołomił mnie zapach jego wody toaletowej, dotyk, pełne ciepła spojrzenie… – Monika, już dobrze, zemdlałaś, ale wracasz do nas – ocknęłam się w jego ramionach. – Andrzej… – spojrzałam na niego gotowa przepraszać za swoje zachowanie. Nie zamknął mi ust pocałunkiem, ani nie wyznał mi miłości. Zamiast tego pomógł wstać i zaprowadził do samochodu, a w domu Jowity zaparzył herbaty, i poczęstował kolacją. Początkowo nie zdziwiło mnie jego zachowanie, ale kiedy po północy wciąż nie zbierał się do odjazdu, zaczęłam się zastanawiać, czy nie chce mi czegoś powiedzieć.– Andrzej tu zostanie – wyznała przyjaciółka, rumieniąc się, a ja omal nie zemdlałam po raz kolejny. – Wszystko w porządku? – zapytała, widząc, jak zbladłam. – Nie spodziewałam się, że wy… Przepraszam… Chciałam uciec stamtąd jak najdalej. Zamiast tego jednak grałam rolę uradowanej szczęściem przyjaciółki. Jakimś cudem wytrzymałam do niedzielnego wieczora. Na pociąg odwiózł mnie Andrzej. Zrobiłam ogromny błąd – Długo marzyłem o tobie – wyznał mi, kiedy parkowaliśmy pod budynkiem dworca. – Ale w końcu zrozumiałem, że nie mam u ciebie szans. Jesteś stworzona dla innych mężczyzn. Bardziej pewnych siebie, przebojowych – westchnął. – Nieprawda, Andrzeju – przerwałam mu. – Po prostu byłam głupia… – rzuciłam, wyskakując z jego samochodu. Intuicja mnie nie myliła. Coś złączyło mnie na zawsze z Andrzejem, ale tym czymś nie było uczucie, a przyjaciółka. Nigdy więcej nie wróciliśmy do tej rozmowy, choć bywa, że gdy zostajemy sami, czujemy się nieswojo. Nadrabiamy miną, wiedząc, że nie możemy zranić Jowity. Więcej listów do redakcji: „Mój ojciec ma 51 lat i romans z dziewczyną, która ma 21 lat. A moja biedna mama niczego się nie domyśla”„Poślubiłam wdowca z dwiema córkami i... wredną matką zmarłej żony, która buntuje przeciwko mnie dzieci”„Moja żona jest w ciąży, ale nie ja jestem ojcem. Nie sypiam z nią od 2 lat”
Zrzuciłam z nóg ubłocone tenisówki i schowałam się pod kołdrę. Dobiegł mnie jednostajny stukot dzioba o szybę. Nic nie słyszę. Nic nie słyszę. Nic nie słyszę. * Uchyliłam sklejone powieki. Ziewnęłam i zamrugałam. Pokój pogrążony był w ciemnościach. Odrzuciłam kołdrę i spojrzałam na zasłonięte okno.
"Czułam się okropnie. Czułam, że przez seks traktuję mojego chłopaka przedmiotowo. On postępował podobnie, przez co czułam się dodatkowo upokorzona. Wszystko zmieniło się na krótko przed Wielkanocą". Dziś przypadkiem trafiłam na informację, że gromadzicie świadectwa małżeństw i par, które wypowiadają się na temat czystości przedmałżeńskiej. Obecnie nie jestem w związku, ale mam za sobą dwa lata naprawdę trudnej relacji i trudnych wyborów. Chcę opowiedzieć jak seks wpłynął na mój związek i jak ważna jest zgodność wartości jakie wyznają obydwie osoby. Pomyślałam, że opiszę swoją osobistą sytuację. Może okaże się dla kogoś pocieszeniem. Zawsze byłam bardzo pewna siebie. Z perspektywy czasu widzę jednak jak bardzo brakowało porządku w moim życiu duchowym. Dodam, że pochodzę z wierzącej rodziny, ale do niedawna interpretowałam naukę Kościoła tak, aby usprawiedliwiać swoje różne decyzje i działania. Zazwyczaj prowadziłam ze sobą wewnętrzne spory, np.: Bóg mówi "żyj w czystości", ale przecież jeśli ludzie się kochają, to miłość usprawiedliwi wszystko. Jak można spowiadać się z miłości? Dlaczego nie mogę oddać się komuś cała, jeśli go kocham? Taka właśnie - nieuporządkowana - po roku studiowania poznałam mojego chłopaka. Był to mój pierwszy związek, o którym myślałam naprawdę poważnie. Współżyć zaczęliśmy po jakichś czterech miesiącach. Musiało się tak stać, ponieważ świadomie do tego dążyliśmy. Seks był dla nas wejściem na kolejny szczebel drabiny naszego związku. Myślałam, że to największy dowód miłości, który zmieni nas w pełni dojrzałych ludzi. Poza tym, zanim się to wydarzyło pomieszkiwaliśmy u siebie, więc okoliczności były bardzo sprzyjające. Każde spotkanie z nim kończyło się w łóżku. Te dosyć częste na początku zbliżenia doprowadziły do tego, że wręcz "przykleiliśmy się" do siebie. Chcieliśmy być tylko razem. Najlepiej, żeby nikt niczego od nas nie chciał. Wydawało mi się, że tak jest idealnie. Ale chłopak był o mnie bardzo zazdrosny. Zamknęłam się na ludzi, szczególnie zaniedbywałam najbliższych. Wydawało mi się, że on jest jedyny i że kocham go najbardziej na świecie. W tym okresie szczególnie oddaliłam się od Boga. Przez te wszystkie lata był On obecny w moim życiu, ale zawsze na drugim planie. Potem w ogóle przestałam się modlić, z czasem przestałam chodzić do kościoła. "Puste" uczestnictwo we Mszy Św., bez przyjmowania komunii, było dla mnie bez sensu. Każda spowiedź oznaczała stres i prawdziwą mękę. Robiłam to bardziej dla rodziców, bo są święta, "bo trzeba". Nie muszę dodawać, że unikałam konfesjonału jak tylko mogłam. Pomyślałam, że skoro muszę wybierać, to wybieram bycie z moim chłopakiem. Sądziłam, że Bóg pewnie już dawno się ode mnie odwrócił. Nie prosiłam Go o wybaczenie. Nie prosiłam o wskazanie mi drogi. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to ja w pełni świadomie odwróciłam się od Niego i Go odrzuciłam. Ja Jego, a nie On mnie. Teraz wierzę, że to on tak pokierował wszystkim, abym sama mogła przekonać się w jakim jestem w błędzie. Pozorne szczęście w związku trwało nieco ponad rok. Zakochanie zaczęło powoli mijać. Zaczęłam zauważać pewne zachowania i cechy u siebie i mojego chłopaka, których wcześniej nie widziałam. Dotyczyło to przede wszystkim spraw łóżkowych. Po pierwsze, staliśmy się strasznymi egoistami. Łapałam się na tym, że zwyczajnie go wykorzystuję dla zaspokojenia swoich zmysłów i potrzeb. Ciało było przyzwyczajone, że "dokarmiam" je takimi doznaniami. Bardzo szybko niezwykle się rozbudziło. Czułam się okropnie. Czułam, że traktuję mojego chłopaka przedmiotowo. On postępował podobnie, przez co czułam się dodatkowo upokorzona. Po drugie, po jakimś czasie seks w ogóle przestał być przyjemny. Byłam zła na chłopaka i na siebie, że muszę to z nim robić. Pomimo tego, odsuwałam od siebie te wszystkie wątpliwości. Stwierdziłam, że trzeba to przetrzymać. To wszystko pojawiło się na krótko przed Wielkanocą. Te święta oznaczały kolejną bezsensowną spowiedź i z takim przeświadczeniem uklęknęłam przy konfesjonale. Jakie było moje zdziwienie, gdy kapłan po wysłuchaniu wszystkich moich grzechów, zainteresował się moim przypadkiem. Spodziewałam się kolejnych ogólnych pouczeń, a nie indywidualnego podejścia. To był pierwszy człowiek, który nazwał rzecz (w tym przypadku grzech) po imieniu. Powiedział mi jak bardzo pozbawione sensu jest życie w takim grzechu z dala od Boga. Poradził, żebym zakończyła relację z chłopakiem. Wtedy przy konfesjonale płakałam i kłóciłam się z księdzem. Jego słowa dotknęły mnie do żywego, ale nie pozostały dla mnie obojętne. Od tej pory w mojej głowie cały czas pojawiały się myśli, że idę w złym kierunku, że muszę zmienić moje życie. Po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że egoistyczny seks zniszczył mój związek. Ja zmieniłam się w niewrażliwą, wyuzdaną i zamkniętą dziewczynę. Zaczęłam dużo czytać o czystości przedmałżeńskiej. Wraz z moim chłopakiem poszłam nawet na konferencję o. Szustaka, właśnie na temat roli seksu w związku. Dotarło do mnie, że tak naprawdę tęsknię za Bogiem. Może wydać się to komuś naciągane, ale naprawdę tak było. Pragnęłam znów obecności Jezusa w moim życiu. Tak bardzo chciałam przyjąć komunię. Pójść do spowiedzi z potrzeby serca, a nie z przymusu. Te wszystkie rzeczy otworzyły mi oczy na mój problem. Znalazłam jego źródło i postanowiłam z nim walczyć. Nie było to proste, ponieważ mój chłopak nie chciał zrezygnować ze współżycia. Zaproponował ograniczenie go, ale ja nie dopuszczałam żadnego kompromisu. Jasno określił, że ja mogę być wierząca, ale jego mam w Kościół i w Boga nie mieszać. Wiedziałam, że nie mogę tak żyć, że ten grzech mnie niszczy wewnętrznie i pozbawia całej radości życia. Zerwałam. Z punktu widzenia emocji i mojego świata budowanego na uczuciach do tego chłopaka, był to prawdziwy dramat. Nagle zniknęła osoba, która była przy mnie 2 lata i wypełniała mój czas. Przez seks również mocno przywiązujemy się do człowieka, nie zawsze w dobry sposób. Ale również tutaj pojawiła się luka. Dopiero wtedy zauważyłam, jak bardzo zaniedbałam siebie, mój rozwój intelektualny i duchowy na rzecz chłopaka. Pojawiła się "dziura" w sercu, totalna pustka. Chłopak odszedł i jakby nie zostało po mnie nic. Z punktu widzenia wiary i mojej duchowości, zerwanie było doskonałą decyzją. Od razu poszłam do spowiedzi i pełna ufności w miłosierdzie Pana Jezusa przyjęłam komunię. Od czasu zerwania świadomie się modlę i to właśnie w modlitwie odnalazłam wewnętrzny spokój. Jest trudno, ale wiem, że Bóg jest większy od ziemskich uczuć i tęsknot. Kiedyś myślałam, że niewierzący chłopak czy mąż to nie problem. Teraz wiem jak ważne jest wyznawanie tych samych wartości. Osoba, z którą chciałabym związać się na całe życie, musi chcieć budować wraz ze mną związek, który będzie oparty na wierze w Boga. To bardzo ważne, aby wspierać się w zachowaniu czystości, pilnować się wzajemnie i mieć na uwadze dobro drugiej osoby. Seks przed ślubem krzywdzi, bo folguje egoistycznej potrzebie zaspokojenia. Nie jest on aktem miłości, nie wzbogaca wewnętrznie. Seks przed ślubem odbiera wrażliwość na piękno drugiego człowieka i uprzedmiatawia go. Współżycie może zamienić się w akt prawdziwej bezwarunkowej miłości dopiero po ślubie. R robiąc to wcześniej kradliśmy chwile zarezerwowane dla małżonków. Żyłam w ciągłym napięciu i stresie. Bałam się, że ktoś nas nakryje, że zajdę w ciążę. Nie wiedziałam co powiedzą rodzice. Były to skradzione chwile, wiedziałam, że to się nam nie należy. Współżycie, aby prawdziwie zbliżało i umacniało związek, musi być wynikiem relacji. Relacji zbudowanej na prawdziwej, subtelnej, nieegoistycznej miłości, której prawdziwym wzorem jest Jezus Chrystus. Wiem, że walkę o prawdziwą miłość - miłość, która "nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu" i "wszystko znosi" - trzeba rozłożyć na troje. Tylko pozwólmy Bogu wmieszać się w nasze związki.
Sd72Yql. xf051w8o1v.pages.dev/316xf051w8o1v.pages.dev/172xf051w8o1v.pages.dev/113xf051w8o1v.pages.dev/32xf051w8o1v.pages.dev/80xf051w8o1v.pages.dev/386xf051w8o1v.pages.dev/397
odrzuciłam go a teraz tęsknię